płytki projekt - tereny zalewowe
Re: płytki projekt - tereny zalewowe
Z cyklu jak jemy :
- 0
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
Mann am Boden
Re: płytki projekt - tereny zalewowe
lenistwo
- 2
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
Mann am Boden
Re: płytki projekt - tereny zalewowe
Glonojad jak glonojad - to chyba te babki 

- 0
cierpliwość trzeba znaleźć głęboko w sobie
Re: płytki projekt - tereny zalewowe
Może foteczka :
- 0
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
Mann am Boden
Re: płytki projekt - tereny zalewowe
no no no potok z kamieniami jak się patrzy 

- 0
cierpliwość trzeba znaleźć głęboko w sobie
Re: płytki projekt - tereny zalewowe
w
- 0
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
Mann am Boden
Re: płytki projekt - tereny zalewowe
Gdybym był tym podskoczkiem powiedziałbym, że jesteś wścibski....

- 0
- Moderator
- Posty: 351
- Rejestracja: 03 paź 2013, 07:17
- Lokalizacja: Białystok
- Reputacja: 100
- GG: 0
Re: płytki projekt - tereny zalewowe
Nie ma co ukrywać, iż "tereny zalewowe" powstały wyłącznie z myślą o podskoczkach, ich niby encyklopedyczny opis wrzuciłem na pierwszej stronie tego wątku, teraz kilka faktów z "życia z paskudą" ( nie mylić z egzystencją małżeńską).
Pierwotnie przeznaczyłem im półkofiltracyjne akwa o długości 60 cm z zabudową kamienno- korzenną, jednakże znikomą możliwością pływania, więc nie ma się co dziwić iż byłem przeświadczony, że stwory te pływać nie potrafią, poruszając się wyłącznie skokami. Po przesiadce na 130-to cm "jamnika" już wiem, że jednak potrafią to robić. Styl ten nazwę " na krokodyla", gdyż tak to się odbywa, zapewne każdy z was widział jak robią to te gady -> wystająca głowa i oczy ponad taflę i mocne ruchy ogonem tu wygląda to tak samo.
Interakcje -> w "półkowcu" były dwie sztuki, przeganiały się bez podgryzek, imponowały, ale specjalnie nic się nie działo. Do "jamnika" trafiły cztery sztuki, nadal dymów nie było tyle, że największa klucha ( zapewne wódz ośrodka ) ustawicznie gnębił jedną sztukę, stroszenie płetw, uporczywe sąsiedztwo, przepychanki przy żarciu i ciągłe "bycie przy" rzekłbym stalking doprowadziły do jego śmierci. Pozostała trójka dogaduje się praktycznie bez zgrzytów ( ale gdzież ich nie ma ). Chociaż co najważniejsze, ustawienie "jamnika" przy moim miejscu "do pracy i wypoczynku" powoduje, że często podpływają do szyby, bądź ustawiają się tak na elementach wystających, że mam wrażenie, że patrzą i kontrolują co robię, mogą tak wpatrywać się długimi okresami czasu, kiedy się oddalam i one schodzą z widoku, jak jestem w pobliżu podpływają i nie ma to zupełnie cech znanego chyba wszystkim ( a zwłaszcza hodowcom trofci lub pyszczaków ) "rybiego żebractwa".
Potrafią wejść na rękę, tyle że nie trzymają się jej długo, przy odłowie ich z naszej "ekspozycji" na Aqua Jurze postanowiłem w ten właśnie sposób przenieść je do pojemnika transportowego. Po pierwszym, szybko wpadły w panikę, a przenoszone postanowiły wiać i właśnie kolejna ciekawa i przydatna ich cecha. Większość ryb po "skoku ku wolności" ląduje bokiem na glebie i miota się bez sensu tracąc siłę, powietrze "w płucach" i śluz, te cwaniaczki nie dość , że spadają na "4 łapy" to jeszcze wieją po podłodze już kilkukrotnie urządziły mi berka a nawet chowanego.
Są to też ryby wygodne do kontrolowanego, pionowego transportu. W trakcie podróży do Częstochowy w pojemniku z 5 cm warstwą wody i ustawionymi w niej gąbkami większość drogi spędziły ponad cieczą, można je więc zabierać na wycieczki jeżeli ktoś miałby taki odpał ( dla ich dobra ograniczmy to jednak do okazjonalnego, jednostkowego umiaru ).
Obiektywnie są brzydkie, ale tylko na pierwszy look, przyciągają oczy jeżeli ktoś już je wypatrzy, budzą ciekawość a nawet u niektórych niespodziewane dla innych pożądanie ich posiadania.
Pierwotnie przeznaczyłem im półkofiltracyjne akwa o długości 60 cm z zabudową kamienno- korzenną, jednakże znikomą możliwością pływania, więc nie ma się co dziwić iż byłem przeświadczony, że stwory te pływać nie potrafią, poruszając się wyłącznie skokami. Po przesiadce na 130-to cm "jamnika" już wiem, że jednak potrafią to robić. Styl ten nazwę " na krokodyla", gdyż tak to się odbywa, zapewne każdy z was widział jak robią to te gady -> wystająca głowa i oczy ponad taflę i mocne ruchy ogonem tu wygląda to tak samo.
Interakcje -> w "półkowcu" były dwie sztuki, przeganiały się bez podgryzek, imponowały, ale specjalnie nic się nie działo. Do "jamnika" trafiły cztery sztuki, nadal dymów nie było tyle, że największa klucha ( zapewne wódz ośrodka ) ustawicznie gnębił jedną sztukę, stroszenie płetw, uporczywe sąsiedztwo, przepychanki przy żarciu i ciągłe "bycie przy" rzekłbym stalking doprowadziły do jego śmierci. Pozostała trójka dogaduje się praktycznie bez zgrzytów ( ale gdzież ich nie ma ). Chociaż co najważniejsze, ustawienie "jamnika" przy moim miejscu "do pracy i wypoczynku" powoduje, że często podpływają do szyby, bądź ustawiają się tak na elementach wystających, że mam wrażenie, że patrzą i kontrolują co robię, mogą tak wpatrywać się długimi okresami czasu, kiedy się oddalam i one schodzą z widoku, jak jestem w pobliżu podpływają i nie ma to zupełnie cech znanego chyba wszystkim ( a zwłaszcza hodowcom trofci lub pyszczaków ) "rybiego żebractwa".
Potrafią wejść na rękę, tyle że nie trzymają się jej długo, przy odłowie ich z naszej "ekspozycji" na Aqua Jurze postanowiłem w ten właśnie sposób przenieść je do pojemnika transportowego. Po pierwszym, szybko wpadły w panikę, a przenoszone postanowiły wiać i właśnie kolejna ciekawa i przydatna ich cecha. Większość ryb po "skoku ku wolności" ląduje bokiem na glebie i miota się bez sensu tracąc siłę, powietrze "w płucach" i śluz, te cwaniaczki nie dość , że spadają na "4 łapy" to jeszcze wieją po podłodze już kilkukrotnie urządziły mi berka a nawet chowanego.
Są to też ryby wygodne do kontrolowanego, pionowego transportu. W trakcie podróży do Częstochowy w pojemniku z 5 cm warstwą wody i ustawionymi w niej gąbkami większość drogi spędziły ponad cieczą, można je więc zabierać na wycieczki jeżeli ktoś miałby taki odpał ( dla ich dobra ograniczmy to jednak do okazjonalnego, jednostkowego umiaru ).
Obiektywnie są brzydkie, ale tylko na pierwszy look, przyciągają oczy jeżeli ktoś już je wypatrzy, budzą ciekawość a nawet u niektórych niespodziewane dla innych pożądanie ich posiadania.
- 2
Mann am Boden
Re: płytki projekt - tereny zalewowe
Słów kilka i kilka fotek o :
Lśniącooczkach normana vel szczupieńczykach niebieskookich vel ''Lampeye Panchax'' czyli Aplochelius normani
Są szeroko rozpowszechnione w całej Afryce zwłaszcza środkowej zasiedlając małe rzeki, cieki wodne i bagna.
Nie są to duże ryby do 4 cm, powinno się je trzymać w grupach powyżej 5 szt, ja wg ostatniego liczenia mam ich 11 ( "porcja" wyjściowa była większa 16 szt) są to stworzonka bardzo spokojne i nieśmiałe, nie należy ich straszyć, aby nie wyskoczyły ze zbiornika w panicznej ucieczce u mnie nie mają tego komfortu, gdyż trzy niby ryby w okresowych, nagłych i nieprzywidywanych momentach robią na tyle zamętu, że nawet mnie zaskakują a co dopiero te rybcie o małych serduszkach.
O dziwo występuje u nich dymorfizm płciowy -> samce mają dłuższe płetwy, są łatwe do rozmnożenia, u mnie trą się notorycznie, w tym czasie para oddziela się od grupy, tyle że u siebie nie posiadam roślin o drobnych liściach a to właśnie tu w naturze i u hodowców składana jest ikra, wychów możliwy w baniaku ogólnym, ale ( czego u mnie brak) potrzebna jest duża ilość roślin bo młode pływają przy powierzchni wody nie zważając na zagrożenia a łatwo je namierzyć bo już od urodzenia świecą im się oczka, Zresztą w baniakach roślinnych podobne lepiej prezentują się też dorosłe.
Żrą większość pokarmów, można karmić je żywymi pokarmami ( to u mnie) i jako dodatek płatki a nawet spirulinowe pastylki, przebywają w zależności od nastroju na wszystkich poziomach baniaka, jedząc też ze żwirku i lubią napchać brzuszki.
To białostockiego kranowitu jak znalazł ( zakres pH 6,5-7,5 ) w temp. do 26°C, ale są "elastyczne" - polecam.
Lśniącooczkach normana vel szczupieńczykach niebieskookich vel ''Lampeye Panchax'' czyli Aplochelius normani
Są szeroko rozpowszechnione w całej Afryce zwłaszcza środkowej zasiedlając małe rzeki, cieki wodne i bagna.
Nie są to duże ryby do 4 cm, powinno się je trzymać w grupach powyżej 5 szt, ja wg ostatniego liczenia mam ich 11 ( "porcja" wyjściowa była większa 16 szt) są to stworzonka bardzo spokojne i nieśmiałe, nie należy ich straszyć, aby nie wyskoczyły ze zbiornika w panicznej ucieczce u mnie nie mają tego komfortu, gdyż trzy niby ryby w okresowych, nagłych i nieprzywidywanych momentach robią na tyle zamętu, że nawet mnie zaskakują a co dopiero te rybcie o małych serduszkach.
O dziwo występuje u nich dymorfizm płciowy -> samce mają dłuższe płetwy, są łatwe do rozmnożenia, u mnie trą się notorycznie, w tym czasie para oddziela się od grupy, tyle że u siebie nie posiadam roślin o drobnych liściach a to właśnie tu w naturze i u hodowców składana jest ikra, wychów możliwy w baniaku ogólnym, ale ( czego u mnie brak) potrzebna jest duża ilość roślin bo młode pływają przy powierzchni wody nie zważając na zagrożenia a łatwo je namierzyć bo już od urodzenia świecą im się oczka, Zresztą w baniakach roślinnych podobne lepiej prezentują się też dorosłe.
Żrą większość pokarmów, można karmić je żywymi pokarmami ( to u mnie) i jako dodatek płatki a nawet spirulinowe pastylki, przebywają w zależności od nastroju na wszystkich poziomach baniaka, jedząc też ze żwirku i lubią napchać brzuszki.
To białostockiego kranowitu jak znalazł ( zakres pH 6,5-7,5 ) w temp. do 26°C, ale są "elastyczne" - polecam.
- 0
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
Mann am Boden
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość