sens amatorskiego rozmnażania ryb

Wrzucam kij w mrowisko.
Na wstępie przepraszam Willego, że wplącze go w swoje wypoty.
Otóż widząc jak Piotruś miota się już jakiś czas z wydaniem podrostków barwniaka a jednocześnie jakiś czas temu przeżywał rozczarowanie z uwagi na padnięcie całego nowego przychówku rodzi się pytanie - po co ?
Wiadomo, że udany rozród to znak zapewnienia rybom odpowiednich warunków - ale czy zawsze tak jest ? ( retoryka).
Więc po co?
Część liczy na zysk i zwrot nakładów szczególnie na rzadki gatunek, ale czy nakłady poniesione na odchów do wielkości handlowej nie zniwelują potencjalnego zysku. No i trzeba znaleźć jeszcze nabywców. Z tymi gatunkami RARE już jakoś tak jest, że rzadko ktoś inny je hoduje bądź ma na nie chrapkę, sklep też nie zawsze je chce ( jeżeli jeszcze się taki znajdzie).
Postulat zapewnienia ciągłości jej hodowli - no już lepiej, ale tylko gdy mamy niespokrewnione egzemplarze i to w kilku zbiornikach, tak by można pomieszać krew ( ale czy to już nie hodowla !), inny stan to droga w kierunku w najlepszym razie wsobniactwa.
Tu z "mojego" podwórka - jednogatunkowe baniaki z księżniczkami a zwłaszcza multikami, gdzie często w małym baniaku np. 54 l przechowywanych jest kilka pokoleń tej samej rodziny, gdzie związki kazirodcze są tak powszechne jak fakt tworzenia coraz mniej wartościowych ryb , które o zgrozo trafiają w ludzi.
Czy nie lepiej do każdego takiego składu dodać efektywnych łowczych, tak by przeżyć mogły jedynie najsilniejsze młode cwaniaczki o najlepszych genach. Tak by nawet wklejone w sodomistyczne związki dawały potencjał "czystości rasy", a co jakiś czas do składu wprowadzić niespokrewnioną "atrakcję". Dopiero wtedy myśleć o puszczaniu w obieg jedynie nadwyżek z takiego baniaka a nie często na siłę, nierzadko maniakalnie "wyprowadzać" całe mioty rynkowo niechcianych ryb.
Na wstępie przepraszam Willego, że wplącze go w swoje wypoty.
Otóż widząc jak Piotruś miota się już jakiś czas z wydaniem podrostków barwniaka a jednocześnie jakiś czas temu przeżywał rozczarowanie z uwagi na padnięcie całego nowego przychówku rodzi się pytanie - po co ?
Wiadomo, że udany rozród to znak zapewnienia rybom odpowiednich warunków - ale czy zawsze tak jest ? ( retoryka).
Więc po co?
Część liczy na zysk i zwrot nakładów szczególnie na rzadki gatunek, ale czy nakłady poniesione na odchów do wielkości handlowej nie zniwelują potencjalnego zysku. No i trzeba znaleźć jeszcze nabywców. Z tymi gatunkami RARE już jakoś tak jest, że rzadko ktoś inny je hoduje bądź ma na nie chrapkę, sklep też nie zawsze je chce ( jeżeli jeszcze się taki znajdzie).
Postulat zapewnienia ciągłości jej hodowli - no już lepiej, ale tylko gdy mamy niespokrewnione egzemplarze i to w kilku zbiornikach, tak by można pomieszać krew ( ale czy to już nie hodowla !), inny stan to droga w kierunku w najlepszym razie wsobniactwa.
Tu z "mojego" podwórka - jednogatunkowe baniaki z księżniczkami a zwłaszcza multikami, gdzie często w małym baniaku np. 54 l przechowywanych jest kilka pokoleń tej samej rodziny, gdzie związki kazirodcze są tak powszechne jak fakt tworzenia coraz mniej wartościowych ryb , które o zgrozo trafiają w ludzi.
Czy nie lepiej do każdego takiego składu dodać efektywnych łowczych, tak by przeżyć mogły jedynie najsilniejsze młode cwaniaczki o najlepszych genach. Tak by nawet wklejone w sodomistyczne związki dawały potencjał "czystości rasy", a co jakiś czas do składu wprowadzić niespokrewnioną "atrakcję". Dopiero wtedy myśleć o puszczaniu w obieg jedynie nadwyżek z takiego baniaka a nie często na siłę, nierzadko maniakalnie "wyprowadzać" całe mioty rynkowo niechcianych ryb.