[było minęło] kostka 300L
[było minęło] kostka 300L
A tak wyglądała kostka, która nadal jest nieczynna ponownie po przeprowadzce...
Szkiełko 67x67x67cm
Szkiełko 67x67x67cm
- 0
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.
27L - gupiki Endlera
300L - Misz Masz
300L - Misz Masz
Re: [było minęło] kostka 300L
Fotki powyżej przypomniały mi pewną historyjkę związaną z przenoszeniem tego baniaka, którą opisałem swojego czasu na org., jednak biorąc pod uwagę, że baniak jest już "tutejszy" ( choć jeszcze pusty), a Wiliiam i ja jesteśmy tu a nie ma nas na pfa, tak sobie pomyślałem, że przeniosę tą opowiastkę też tu .
"Dzisiaj (25.06.2013) zjawiliśmy się z Dragonem z pomocą do przewiezienia williamowskiej kosteczki na nowy adres ekspozycyjny. Szliśmy podobnie jak Piotr na żywioł, tyle, że jak się okazało z logistyczną porażka już na wstępie. Baniak był opróżniany "w oczach" a ryby i rośliny lądowały w wiadrze, "plaga" żółtej ampularii zakotwiczyła w słoiku po dużej kawie Nescafe Gold, gdzie była upchana jak "wiśnie w kompocie" tyle, że morelowym. Podłoże (wraz z zasypaną siatką) czarniało w misce. I dobrze, to z głowy.
Początkowo nie zraził nas rozmiar kosteczki 68x68x68 jak też szkło opti o grubości 1 cm, ani nawet wklejony komin. Zapomnieliśmy o 3 piętrze (w starym budownictwie), wąskiej klatce i raczej stromych schodach, ale ufni w powodzenie misji, szczególnie, że zostało sprawdzone , że szkło wejdzie do bagażnika przystąpiliśmy do tej samobójczej akcji. I nic to, że Karol w klapkach, William kontuzjowany, a ja już z postępującą geriatryczną siłą - złapaliśmy akwa, podnieśliśmy je w górę, by uwolnić już tylko częściową hydraulikę sumpa (mieliśmy miejsce i robiliśmy to jeszcze we trzech), na ten moment wszystko wydawało się ok.
Lawirując (cały czas we 3) między zapakowanymi "tobołami" w relatywnie dość długim czasie zataskaliśmy je do przedpokoju (kurcze jakieś 3 m) i jak dziecko ułożyliśmy na płaskim zagłówku. Do tej pory praktycznie wszystko odbywało się w poziomie, ale już powoli tknięci chyba przeczuciem zaplanowaliśmy stacje przystankowe z wykorzystaniem jako podkładki kolejnego płaskiego zagłówka (owiniętego dużym workiem śmieciowym), o którego stopniowe przemieszczanie miał zadbać William (jako osoba kontuzjowana). Jak więc łatwo się domyślić transport szkiełka (jak je Pan Bóg stworzył) przypadł w udziale mi i Dragonowi. Karol przód ja tył. Pierwsza stacja postojowa klatka schodowa, tuż za drzwiami mieszkania, ale jeszcze przed schodami, transport cały czas w poziomie ,pierwsze skorzystanie z podkładki w celu narady gdzie położyć ją jako następny postój. Wybór oczywiście półpiętro, podnosimy baniak (wszystko gra nawet nie ciężko), Piotrek jak baletnica układa podkładkę, a ja z Karolem zaczynamy marsz w dół, jeden schodek, drugi schodek, trzeci schodek, Dragon na schodku czwartym, baniak w pozycji ukośnej i co......jak łatwo się domyślić zaczyna ześlizgiwać się z moich gołych spoconych rąk (no trochę parno dzisiaj było - ale to tylko wymówka), widzę też, że Karolowi już też się to nie podoba, krótki sygnał powrotu, a William tym razem jak sprinter wyściela podkładkę, znowu układamy na niej "kosteczkę", krótka narada, zawód w oczach Piotra, ale decyzja ostateczna. Tym razem w tempie ekspresowym odkładamy baniaczek na miejsce z którego wystartował. Czas nieudanej oparacji 2,5 godziny.
Całe szczęście, że William jako "trafiony pasją akwarysta" ma tych baniaków więcej i ,że nawet jeden z nich o poj. 112 l był już pusty więc mogliśmy go przetransportować wraz z "życiem" z kostki do nowego lokum i zapewnić rybom i ślimolom szansę na przetrwanie do czasu odpalenia baniaczka."
"Dzisiaj (25.06.2013) zjawiliśmy się z Dragonem z pomocą do przewiezienia williamowskiej kosteczki na nowy adres ekspozycyjny. Szliśmy podobnie jak Piotr na żywioł, tyle, że jak się okazało z logistyczną porażka już na wstępie. Baniak był opróżniany "w oczach" a ryby i rośliny lądowały w wiadrze, "plaga" żółtej ampularii zakotwiczyła w słoiku po dużej kawie Nescafe Gold, gdzie była upchana jak "wiśnie w kompocie" tyle, że morelowym. Podłoże (wraz z zasypaną siatką) czarniało w misce. I dobrze, to z głowy.
Początkowo nie zraził nas rozmiar kosteczki 68x68x68 jak też szkło opti o grubości 1 cm, ani nawet wklejony komin. Zapomnieliśmy o 3 piętrze (w starym budownictwie), wąskiej klatce i raczej stromych schodach, ale ufni w powodzenie misji, szczególnie, że zostało sprawdzone , że szkło wejdzie do bagażnika przystąpiliśmy do tej samobójczej akcji. I nic to, że Karol w klapkach, William kontuzjowany, a ja już z postępującą geriatryczną siłą - złapaliśmy akwa, podnieśliśmy je w górę, by uwolnić już tylko częściową hydraulikę sumpa (mieliśmy miejsce i robiliśmy to jeszcze we trzech), na ten moment wszystko wydawało się ok.
Lawirując (cały czas we 3) między zapakowanymi "tobołami" w relatywnie dość długim czasie zataskaliśmy je do przedpokoju (kurcze jakieś 3 m) i jak dziecko ułożyliśmy na płaskim zagłówku. Do tej pory praktycznie wszystko odbywało się w poziomie, ale już powoli tknięci chyba przeczuciem zaplanowaliśmy stacje przystankowe z wykorzystaniem jako podkładki kolejnego płaskiego zagłówka (owiniętego dużym workiem śmieciowym), o którego stopniowe przemieszczanie miał zadbać William (jako osoba kontuzjowana). Jak więc łatwo się domyślić transport szkiełka (jak je Pan Bóg stworzył) przypadł w udziale mi i Dragonowi. Karol przód ja tył. Pierwsza stacja postojowa klatka schodowa, tuż za drzwiami mieszkania, ale jeszcze przed schodami, transport cały czas w poziomie ,pierwsze skorzystanie z podkładki w celu narady gdzie położyć ją jako następny postój. Wybór oczywiście półpiętro, podnosimy baniak (wszystko gra nawet nie ciężko), Piotrek jak baletnica układa podkładkę, a ja z Karolem zaczynamy marsz w dół, jeden schodek, drugi schodek, trzeci schodek, Dragon na schodku czwartym, baniak w pozycji ukośnej i co......jak łatwo się domyślić zaczyna ześlizgiwać się z moich gołych spoconych rąk (no trochę parno dzisiaj było - ale to tylko wymówka), widzę też, że Karolowi już też się to nie podoba, krótki sygnał powrotu, a William tym razem jak sprinter wyściela podkładkę, znowu układamy na niej "kosteczkę", krótka narada, zawód w oczach Piotra, ale decyzja ostateczna. Tym razem w tempie ekspresowym odkładamy baniaczek na miejsce z którego wystartował. Czas nieudanej oparacji 2,5 godziny.
Całe szczęście, że William jako "trafiony pasją akwarysta" ma tych baniaków więcej i ,że nawet jeden z nich o poj. 112 l był już pusty więc mogliśmy go przetransportować wraz z "życiem" z kostki do nowego lokum i zapewnić rybom i ślimolom szansę na przetrwanie do czasu odpalenia baniaczka."
- 0
Mann am Boden
Re: [było minęło] kostka 300L
Fajnie, że tu przeniosłeś tę historyjkę. Ponownie uśmiałem się do łez 

- 0
- Nowy na forum
- Posty: 20
- Rejestracja: 27 wrz 2013, 19:06
- Lokalizacja: Białystok
- Reputacja: 0
- GG: 0
Re: [było minęło] kostka 300L
Karolu, jeszcze raz trzeba ją podnieść, by ułożyć matę pomiędzy blat a szkło, a dodatkowo położyć jeszcze jedną warstwę blatu... Z "fabrycznego" niestety zrobiła się lekka łódeczka...
- 0
27L - gupiki Endlera
300L - Misz Masz
300L - Misz Masz
Re: [było minęło] kostka 300L
Dasz znać
Miejmy nadzieje, że tym razem będzie "szczęśliwe zakończenie"

- 0
- Nowy na forum
- Posty: 20
- Rejestracja: 27 wrz 2013, 19:06
- Lokalizacja: Białystok
- Reputacja: 0
- GG: 0
Re: [było minęło] kostka 300L
tym razem to tylko podniesienie, ewentualnie chwilowe zdjęcie i ustawienie ponownie. Żadnej ekwilibrystyki po piętrach 

- 0
27L - gupiki Endlera
300L - Misz Masz
300L - Misz Masz
- Bywalec
- Posty: 208
- Rejestracja: 11 lis 2013, 19:32
- Lokalizacja: Bialystok
- Reputacja: 24
- GG: 0
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości